bakulik bakulik online — Strona prywatna Łukasza Bakuły

przejdź do treści

Działy

Informacje

Fotografia

Fotografowie żartobliwie twierdzą, że dobre zdjęcia można zrobić nawet lewą skarpetką. Być może, jednak ja wolę używać do tego celu sprzętu fotograficznego. I choć przytoczone wyżej stwierdzenie wydaje się być co najmniej absurdalne, to jednak jest w nim coś. Tym czymś jest fascynacja początkujących fotografów sprzętem, jakiego używają, oraz ich przekonanie, że jeśli tylko mogli by mieć lepszy (czyt. droższy), to robione przez nich zdjęcia od razu zaczęły by zdobywać nagrody na wystawach. Do niedawna, gdy przeważała fotografia analogowa, wyrażało się to w chęci posiadania lustrzanki z jak największą liczbą funkcji (przeważnie z w ogóle nie zwracaniem uwagi na obiektyw do niej przypięty, byle tylko miał duży zakres ogniskowych), a teraz, w erze fotografii cyfrowej, „dobry aparat” ma jak najwięcej megapikseli, jak największy wyświetlacz i jak najdłuższy „zoom”. Rozwój techniki powoduje spadek cen, a to prowadzi do tego, że aparat cyfrowy posiada coraz więcej osób, które pstrykają zawsze i wszędzie, bo to przecież nic nie kosztuje. Na stronie Kena Rockwella można przeczytać ciekawy satyryczny artykuł o siedmiu poziomach fotografów. Muszę się przyznać, że ja równiez do pewnego czasu myślałem podobnie – że to aparat decyduje o wartości zdjęcia. Niemniej z czasem osiągnąłem świadomość tego, co jest ważne, a co mniej. Obecnie staram się dobierać sprzęt na miarę swoich potrzeb.

Ewolucja

Pierwsze zdjęcie zrobiłem nie pamiętam kiedy. Pstrykałem już dziecięciem będąc! No, takim w podstawówce. Wtedy używałem do tego celu najpierw tatowej Vilii, a potem aparatów kompaktowych w stylu Kodak Star 235. Ech, pomińmy ten okres…

Moja prawdziwa przygoda z fotografią zaczeła się w roku 1998, kiedy to 19 czerwca za 50 polskich nowych złotych kupiłem na ostrołęckim rynku starą lustrzankę Zenit EM z obiektywem Industar 50mm f/3.5. Do końca wakacji przeczytałem chyba wszystkie książki o fotografowaniu, jakie tylko były w miejskiej bibliotece. Po wakacjach zacząłem uczęszczać na spotkania kółka fotograficznego przy Wojewódzkim Ośrodku Kultury. Zmieniłem też aparat na posiadającego pomiar światła TTL Zenita 12XP z obiektywem Helios 44M-4 58mm f/2, a od sąsiada wyhandlowałem obiektyw Jupiter-9 85mm f/2 za kilka kaset z grami do Commodore 64. Zdobyłem też skądś obiektyw MIR-1B 37mm f/2.8. Robiłem wtedy dużo zdjęć, na miarę możliwości finansowych, głównie czarno-białych, gdyż takie materiały otrzymywałem na spotkaniach, tam też je za darmo wywoływałem. Pstrykałem praktycznie wszystko wokół, zabierałem aparat do szkoły, do babci, na imprezy masowe, chodziłem też z nim po mieście. W tamtym okresie miałem zwyczaj zapisywać parametry każdego wykonanego zdjęcia. Mam je w zeszytach do dziś. W grudniu '98 kupiłem od znajomego powiększalnik i koreks i zorganizowałem sobie prywatną ciemnię, w którą kilka razy w miesiącu zamieniała się domowa łazienka.

Pod koniec 1998 roku wziąłem udział w zorganizowanym przez miesięcznik Foto konkursie na artykuł nt. przyszłości fotografii. Mój tekst pt. „Tradycyjna czy cyfrowa, czyli o fotografii w roku 2020” ukazał się w numerze 3/99 ww. magazynu. Dziś wiem, że moje przewidywania w nim zamieszczone raczej się nie sprawdzą…

Tradycyjna czy cyfrowa, czyli o fotografii w roku 2020

Na początku 2000 roku po raz kolejny zmieniłem aparat. Stałem się użytkownikiem lustrzanki Porst Compact Reflex OC-N z obiektywem Porst Color Reflex MC Auto 50mm f/1.4. Aparat charakteryzował się pomiarem światła TTL przy pełnym otworze obiektywu oraz automatyką czasów naświetlania. To było coś! Przynajmniej wtedy dla mnie. Nie trzeba było za każdym razem nastawiać czasu i przysłony, wystarczyło wycelować i nacisnąć spust, a aparat sam dobierał prędkość migawki do wybranej wartości źrenicy obiektywu. Przyśpieszało to robienie zdjęć, a miałem wtedy (i nadal zresztą mam) zacięcie reporterskie. Teraz mogłem się skupić na kadrowaniu, resztę załatwiała automatyka. Ostrość jednak nadal nastawiać trzeba było ręcznie.

W listopadzie 2000 roku rozpocząłem współpracę z Tygodnikiem Ostrołęckim. W czasie jej trwania, do września 2001 roku, na łamach ww. periodyku ukazało się 48 artykułów oraz 133 fotografie mojego autorstwa, nie tylko do moich tekstów. Zdjęcia robiłem za pomocą własnej lustrzanki, ale także przy użyciu służbowych aparatów cyfrowych – Agfa ePhoto 1280 i Olympus Camedia C-990 Zoom. Był to mój pierwszy kontakt z tego typu sprzętem.

Kolejna zmiana aparatu przyszła pod koniec roku 2001. Nabyłem wtedy drogą kupna lustrzankę Canon EOS 650 wraz z obiektywem Canon EF 35-70mm f/3.5-4.5 i dedykowaną lampą błyskową Speedlite 300EZ. Aparat ten posiadał funkcję automatycznego nastawiania ostrości, obiektyw zmiennoogniskowy oraz przewijanie filmu i naciąg migawki przy użyciu silnika. Tak więc wykonywanie zdjęć stało się całkowicie zależne od baterii. Aparat umożliwiał fotografowanie w sześciu trybach, poza tym posiadał podgląd głębi ostrości, a lampa dobierała kąt błysku do nastawionej ogniskowej obiektywu oraz wspomagała światłem układ AF. Zdjęcia znów można było robić szybciej.

Zapisywanie parametrów stało się zbędne od maja 2003 roku, kiedy to ponownie zmieniłem narzędzie fotografowania. Tym razem była to zmiana dość radykalna. Otóż z fotografii tradycyjnej przerzuciłem się na cyfrową. Mój wybór padł na aparat Canon PowerShot A60. Decyzja ta wiązała się z porzuceniem pewnych zalet używania lustrzanki analogowej (które jeszcze wtedy nie były dla mnie takie oczywiste) na rzecz właściwości fotografii cyfrowej. Kupiony przeze mnie aparat był zwyczajnym kompaktem, stąd mogłem zapomnieć o wymiennych obiektywach, małej głębi ostrości, zewnętrznej lampie błyskowej czy wysokoczułych filmach. Jednak funkcje i możliwości, jakie sprzęt ten posiadał oraz moja fascynacja techniką doprowadziły mnie do wniosków, iż przewyższa on niejedną amatorską lustrzankę.

Kolejne, tym razem bardziej świadome zmiany sprzętu nastąpiły w roku 2005. Sprzedałem A60, a na jego miejsce kupiłem nieco starszy model Canona – PowerShot Pro90 IS. Chciałem pozostać przy fotografii cyfrowej, jednak na lustrzankę nie było mnie stać. Dlatego kupiłem ten aparat. W stosunku do poprzedniego, posiadał on kilka zalet. Pierwszą był jasny obiektyw o szerokim zakresie ogniskowych, co rekompensowało nieco brak wymiennej optyki. Niemniej na „szerokim końcu” posiadał on ogniskową aż 37mm (w przeliczeniu na film małoobrazkowy), więc nie można zbyt wiele nim objąć. Obiektyw ten wyposażony był w stabilizator obrazu ułatwiający fotografowanie przy długich ogniskowych i/lub przy długich czasach migawki. Kolejną zaletą aparatu była możliwość podłączenia zewntrznej lampy błyskowej. Następną cechą aparatu in plus była możliwość wykonywania zdjęć w trybie RAW. Powstajwały w ten sposób tzw. cyfrowe negatywy, z których ostateczne zdjęcia wywoływało się dopiero na komputerze (właściwy balans bieli, korekta ekspozycji itp.). No i na koniec – aparat pozbawiony był optycznego celownika. Kadrowanie odbywało się poprzez wizjer elektroniczny pokazujący dokładnie to, co widział obiektyw. To takie udawanie lustrzanki, której brak zacząłem coraz bardziej odczuwać.

Koniec 2005 roku stał się początkiem nowej ery – stałem się użytkownikiem aparatu Canon EOS D60. Tak więc w końcu połączyłem w jedno dwie jakości – fotografowanie lustrzanką i fotografowanie cyfrowe. Oczywiście samym body się nie fotografuje (tzn. można, ale fotografia otworkowa nie leży w kręgo moich zainteresowań, przynajmniej na razie), więc do kompletu nabyłem kilka obiektywów. Nie będę tworzył ich listy, napiszę tylko, że kilka różnych szkieł przewinęło się od tego czasu przez moją torbę na sprzęt. Parokrotnie zmieniałem również korpusy, a miejsce wśród akcesoriów zaczęły zajmować różne przydatne drobiazgi (filtry, wężyki, statyw, lampy itp.). Jakoś do dziś pozostałem wierny marce Canon i na razie nie planuję przesiadki na sprzęt z innej stajni.

Czas płynie, sprzęt się zmienia, pozostają zrobione nim zdjęcia. I to się właśnie liczy – wspomnienia utrwalone w obrazach. Jak widać, moje hobby ewoluowało przez lata. W końcu stało się zawodem, który chcę wykonywać. Jeśli ktoś jest ciekaw, jakie zdjęcia robię za wynagrodzeniem, zapraszam na stronę Szkiełko i Oko. Być może znajdą się tacy, którzy dadzą się namówić na moje usługi…

Tematyka

„Zdjęcia robię od dawna, fotografować ciągle się uczę” – nie pamiętam, gdzie i kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z tym zdaniem, jednak bardzo pasuje ono do mojej osoby. Fotografia jest dla mnie pasją, hobby, również źródłem dochodu. Może za dużo się rozpisałem o sprzęcie, jednak chciałem pokazać, jak wyglądała ewolucja moich narzędzi i co myślałem zmieniając jedne na kolejne. A co nim fotografuję? Generalnie wszystko i wszystkich. Zabieram aprat ze sobą gdzie tylko można. Lubię fotografować ludzi – ich zachowania, miny, gesty. Pasjonuje mnie zatrzymywanie chwil, momentów, które już nigdy mogą się nie powtórzyć. Stąd moja dążność do posiadania sprzętu coraz szybszego i bardziej zautomatyzowanego – by nie tracić czasu, nie stracić okazji. Staram się kłaść nacisk raczej na jakość (kompozycyjną i techniczną), niż ilość. Jest to nieco utrudnione, gdy robię pamiątkowe zdjęcia rodzinne albo uwieczniam uczestników imprezy z przyjaciółmi, gdyż „modele” chcą, by fotografować dużo i szybko. Ale zawsze próbuję. Tym bardziej, gdy robię czyjeś portrety czy np. uwieczniam przyrodę, krajobrazy lub architekturę – i takie zdjęcia zdarza mi się robić. Zawsze wtedy staram się przemyśleć kompozycję ujęcia. Jednak również wśród fotek z zabawy w koleżeńskim gronie można znaleść kilka interesujących ujęć, które ułożą się w fotoreportaż. Kilka zestawów zdjęć mojego autorstwa prezentuję na odpowiednich podstronach.

Wróć do strony informacji.